Ukraine speaks

Real Stories. Actual Pain. True Heroes. Active Healing.

Historie łzami płynące

Pierwotnie opublikowane na Fundacja Otwarty Dialog przez Łukasz Puławski12 września 2022 https://odfoundation.eu/a/444891,historie-lzami-plynace-opowiesci-naszych-podopiecznych-z-ukrainy/

Wolontariusze i pracownicy Fundacji Otwarty Dialog codziennie poznają dziesiątki osób uciekających przed piekłem wojny oraz ich historie. Wojna w Ukrainie trwa nadal, a w poszukiwaniu schronienia, bezpieczeństwa i szansy na przeżycie dla siebie i swoich bliskich nasi Goście decydują się na kilkudniową, wyczerpującą i niebezpieczną podróż pod gradem kul, z licznymi punktami kontrolnymi okupanta po drodze, gdzie każda taka sytuacja może być tragiczna w skutkach. Na końcu tej podróży prawie zawsze pojawiają się łzy, a ich źródłem są różne emocje.

Łzy radości

Ksenia, Maria, Maksym, Dmytro, Nadia – to tylko niektóre z dzieci, które przyszły na świat już w Polsce, w czasie gdy ich mamy znajdowały się pod opieką fundacji. Łzy radości dumnych rodziców są w pełni zrozumiałe – choć często ojcowie mogli zobaczyć swoje dzieci wyłącznie za pośrednictwem smartfona. Ale ta radość udziela się wszystkim nowym ciociom i wujkom (wolontariuszom), którzy angażują się w przygotowanie wyprawki, wsparcie podczas pobytu w szpitalu, a nawet w kołysanie do snu. Wszystkie „nasze” dzieci rosną zdrowo, będąc dumą i nadzieją swoich rodziców.

Bliźnięta Maria i Maksym

Łzy nadziei

Valentyna i Lyudmyla, siostry z Sewierodoniecka (Sievierodonetsk) dotarły szczęśliwie do Polski dzięki współpracy z wolontariuszką z Ukrainy, która opowiedziała nam ich historię i pomogła zorganizować podróż do Warszawy. Pani Valentyna, uciekając przed ostrzałem miasta, przewróciła się i złamała nogę. Następnie przez niemal miesiąc ukrywała się w bunkrze, nie mając dostępu do pomocy medycznej, tracąc wiarę, że odzyska zdrowie i obawiając się o swoje życie.

Do Polski dotarły wyłącznie w tym, co miały na sobie.

Obie panie spędziły miesiąc w mieszkaniu zapewnionym przez naszą Fundację. Usłyszawszy ich historię, bez wahania zdecydowaliśmy się zapełnić im lodówkę i spiżarnię. Wolontariuszka Ola kupiła im pierwsze ubrania i pomogła zebrać kolejne. Po tygodniach niepewności o jutro siostry miały wreszcie bezpieczny dach nad głową.

Po licznych wizytach u lekarza, badaniach, prześwietleniach, leczeniu i dwutygodniowej rehabilitacji pani Valentyna odzyskała w znacznym stopniu sprawność nogi. Sporo wysiłku i zaangażowania jeszcze przed nią, by wrócić do pełnej sprawności. Nadzieja zamieniła się w rzeczywistość, a nie sposób nie zauważyć, że głównym źródłem nadziei dla Valentyny była i jest ogromna miłość i troska jej siostry Lyudmyly, która nie odstępuje jej na krok i dba, by niczego jej nie brakowało.

Siostry Valentyna i Lyudmyla

Łzy strachu

„Mamusiu, a czy tutaj też będą strzelać do naszego domu?” – zapytał 4-letni Bogdanek, przerażony nowym, nieznanym otoczeniem i kurczowo trzymając za ręce swoich rodziców tuż przed namiotem będącym punktem recepcyjnym dla uchodźców z Ukrainy. Gdy słyszy się takie słowa z ust małego, bezbronnego dziecka, serce rozrywa się na kawałki.

Po kilku rozmowach z psychologiem, w bezpiecznych warunkach trafili do mieszkania zapewnionego przez naszą Fundację, gdzie cała rodzina szybko odzyskała równowagę. Tata Maksym przy wsparciu wolontariusza szybko podjął pracę. Dziś rodzina mieszka już w wynajętym samodzielnie mieszkaniu, Bogdanek w przedszkolu niczym nie różni się od innych dokazujących dzieci i tryska energią adekwatną do wieku, a dzięki temu, że świetnie zintegrował się z innymi dziećmi i bardzo lubi przedszkole, jego mama również mogła podjąć pracę.

Punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy. Rodzina 4-letniego Bogdanka (z prawej, na rękach wolontariusza ODF) w trakcie przeprowadzki do nowego domu.

Łzy rozpaczy

Zdarzają się też historie, które w brutalny sposób uświadamiają nam, że mimo najszczerszych chęci nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić. Przez długi czas wspieraliśmy w walce z chorobą nowotworową panią Zoię, która dzielnie znosiła chorobę, trudny proces leczenia i nie dawała po sobie poznać, że cokolwiek jej dolega. Samodzielna, niezależna, dumna. Prawdziwa kobieta klasą.

Podczas ostatnich odwiedzin w szpitalu w sierpniowe popołudnie udało nam się zorganizować wideorozmowę pani Zoi z jej córką, która nie miała możliwości przyjazdu do matki z zagranicy. Łzy popłynęły z oczu nie tylko matce i córce, ale także wolontariuszom podtrzymującym Zoię na duchu do samego końca. Choć żadne z nich nie wypowiedziało tego głośno, wszyscy mieli świadomość, że to pożegnanie. Dwa dni później Zoia odeszła.

Wolontariusz zmierza na spotkanie z panią Zoią w szpitalu