Ukraine speaks

Real Stories. Actual Pain. True Heroes. Active Healing.

„Półtorej godziny zabijano człowieka. Modliłem się: Boże, zabierz go”

Pierwotnie opublikowane na onetinformacje przez tłumaczenie: anastasiia morozovafrontstory.pl 13 czerwca 2023 r. o 16:40, zdjęcia: dmytro replianczuk / slidtsvo.info https://www.onet.pl/informacje/frontstory/poltorej-godziny-zabijano-czlowieka-modlilem-sie-boze-zabierz-go/20724ks,30bc1058

Tekst jest przedrukiem artykułu Slidstvo.Info – zespołu niezależnych dziennikarzy śledczych z Ukrainy. Oryginał w wersji ukraińskiej został opublikowany na www.slidstvo.info.

Siwowłosy mężczyzna wpatruje się w wydrukowane portrety rosyjskich wojskowych. Stara się nie przeoczyć żadnego szczegółu. Możliwe, że są wśród nich ci, którzy podczas okupacji rosyjskiej zabili jego córkę, a jego samego wzięli do niewoli.

We wsi Motyżyn w obwodzie kijowskim rosyjscy okupanci dokonali szczególnych okrucieństw. Brali do niewoli i torturowali cywilów, wielu później zabijali. A tych, którzy próbowali opuścić okupowaną wioskę, rozstrzeliwano tuż przy drodze. W czasie okupacji Rosjanie zamordowali dziesiątki osób, wśród nich byli – starosta wioski Olga Suchenko, jej rodzina, wolontariusze, zwykli wieśniacy, którzy nie stanowili żadnego zagrożenia.

W Motyżynie i okolicznych wsiach stacjonowała głównie 37. Brygada Strzelców Zmotoryzowanych z Buriacji. Ta rosyjska jednostka składa się z piechoty, pojazdów opancerzonych, artylerii i innych rodzajów wojsk. Po ucieczce z Kijowszczyzny pod koniec marca Rosjanie zostawili po sobie spalony sprzęt, naszywki z mundurów i dokumenty sztabowe. Pomogło to dziennikarzom Slidstvo.Info zidentyfikować wielu żołnierzy z tej brygady.

Po wydrukowaniu portretów znalezionych okupantów dziennikarze udali się do Motyżyna, aby porozmawiać z mieszkańcami, którzy przeżyli okupację. Dzięki ich zeznaniom Slidstvo.Info udało się zidentyfikować trzech rosyjskich żołnierzy i konkretne zbrodnie, które popełnili podczas okupacji Kijowszczyzny.

Rosjanie zabili córkę na oczach rodziców

Mykoła Łytwynenko mieszkał i pracował w Kijowie. Pewnego dnia on i jego żona postanowili wyprowadzić się do wsi Motyżyn – bliżej natury i można spędzić więcej czasu, pracując w ogrodzie, co tak bardzo kochali. Parę regularnie odwiedzały dwie dorosłe córki, które mieszkały w stolicy już ze swoimi rodzinami.

W pierwszych dniach wojny Mykoła zabrał obie córki do Motyżyna. Mieli nadzieję, że tu będzie bezpieczniej i ciszej niż w stolicy. Ale na początku marca wkroczyły wojska rosyjskie i zajęły wieś. Mykoła i jego rodzina ukryli się w domu i piwnicy, mając nadzieję, że ominą ich rosyjskie pociski. Pewnego dnia mężczyzna usłyszał głośną strzelaninę, a kiedy ustała, wybiegł zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz.

– Bałem się, bo strzelali po wszystkich podwórkach. Po prostu ostrzeliwali podwórka. Myślałem, że „czyszczą” je, strzelają do ludzi. Więc krzyknąłem, żeby nasi wybiegali, chciałem ich schować. Przy stawie rośnie trzcina, trawa i nic nie widać – wspomina Mykoła. – Ale nie zdążyliśmy. Moja córka była pulchna, biegła jako ostatnia. Zobaczyli ją przez płot i zaczęli strzelać.

Rosyjscy okupanci trafili w tors 41-letniej Jarosławy. Stało się to na oczach jej rodziców. Mykoła podbiegł do niej i próbował zatamować krwawienie. W tym momencie na podwórze weszli Rosjanie.

Mykola Łytwynenko

– Oni mają celowniki optyczne, dobrze widzieli, kim ona jest. Mówię: „Dlaczego strzelałeś?”. A on: „Każdy ubrany na czarno jest naszym wrogiem”. A ona była ubrana na czarno. Wciąż żyła, więc zaczęliśmy prosić, żeby gdyby mieli lekarza, gdyby zabrali ją do lekarza, może moglibyśmy ją uratować — opowiada Mykoła.

Okupanci umieścili ranną Jarosławę w BTR-ze, a Mykoła usiadł obok, przytrzymując głowę córki. Zabrano ich na pozycje rosyjskie na przedmieściach Motyżyna, gdzie znajdowała się kwatera główna i lekarz wojskowy.

– Widziałem, że ten ich lekarz próbował, ale z jej ust popłynęła krew i płyn. Zrozumiałem: to koniec, ma przebite płuca.

Jarosława zmarła, kula faktycznie przebiła jej płuca. Została przykryta żołnierskim kocem, a Mykoła – zabrany do niewoli. Okupanci zaprowadzili mężczyznę do szopy, kilkadziesiąt metrów od pozycji rosyjskich.

Przeglądając katalog z twarzami rosyjskich okupantów z 37. brygady, Mykoła rozpoznał jedną z nich. To 30-letni sierżant Magomedmirza Sulejmanow. Pochodzi z Dagestanu, mieszka i służy w Buriacji. Okupant prawdopodobnie jest związany z wywiadem wojskowym, przeszedł bowiem specjalne przeszkolenie.

Magomedmirza Sulejmanow

– On (Suleimanov – przyp. red.) wygląda jak jeden z tych chłopaków. W kaponierach były dwa BTR-y i jeszcze jeden samochód. On wygląda jak tamten chłopak. Był w dresie i adidasach, bez munduru. Widziałem go tylko wtedy, gdy byłem obok córki, potem nie. Jest taki chudy, wysoki, ma około metra osiemdziesięciu – wspomina Mykoła.

Kiedy wieźli Mykołę, mijając rosyjski obóz, Magomedmirza Sulejmanow prawdopodobnie przygotowywał sobie obiad. Pokazaliśmy Mykołajowi dodatkowe zdjęcia okupanta i potwierdził, że z „dużym prawdopodobieństwem” widział właśnie jego.

Ukraińscy wojskowi znaleźli dokument z pola bitwy, w którym pojawia się nazwisko Magomedmirza Sulejmanowa. Rosjanie notowali, kto, gdzie i kiedy rzekomo niszczył ukraiński sprzęt wojskowy. Według tych dokumentów Sulejmanow zniszczył ukraiński samochód Gazel w południe 7 marca w mieście Makariw. To tylko 20 minut jazdy od miejsca, w którym Mykoła widział Sulejmanowa.

„Jak można zabijać tak długo”

Mykoła siedział zamknięty w szopie na małej farmie. Na zewnątrz był mróz, więc mężczyzna ledwo wytrzymywał zimno. Okupanci przynieśli i rzucili mu koc i walonki. Kilka dni później przywieziono do niego Olega, lokalnego pastora, który prowadził ośrodek rehabilitacyjny dla osób uzależnionych od alkoholu i narkotyków. Dzień wcześniej Rosjanie odwiedzili ten ośrodek i zabrali stąd pastora Olega: podejrzewali, że pomagał ukraińskim wojskom.

Farma, na terenie której stacjonowali rosyjscy żołnierze

– Oni (Rosjanie – przyp. red.) podejrzewali, że w centrum rehabilitacyjnym mieszkała jakaś grupa, która ich zabijała. Myśleli, że ośrodek rehabilitacyjny jest przykrywką i że faktycznie mieszka tam grupa harcerzy. Przyszli do nas po raz pierwszy 23 marca, a 24 przyszli ponownie i zabrali mnie ze sobą – wspomina Oleg.

Mężczyznę przywieźli na farmę w pobliżu rosyjskich okopów i wrzucili do studzienki kanalizacyjnej. Od czasu do czasu wyciągali go i torturowali, żądając przyznania się do sabotażu i próbując wydobyć z niego jakieś tajne informacje. Po ucieczce Rosjan w tej samej studzience kanalizacyjnej został znaleziony zamęczony na śmierć lokalny mieszkaniec.

– Kiedy siedziałem w kanale, to jakieś 10-15 metrów ode mnie mordowali mężczyznę. Aż się modliłem i mówiłem: „Boże, zabierz go w końcu”. No, przez półtorej godziny, półtorej godziny zabijano człowieka. Kiedy o tym myślę, za każdym razem odczuwam silny przypływ adrenaliny, swędzi mnie ciało i nie mogę spać – mówi Oleg.

Pastor Oleg

Pastor Oleg i pracownicy ośrodka rehabilitacyjnego, którzy przeżyli okupację, uważnie przejrzeli katalog z twarzami rosyjskich żołnierzy z 37. brygady. Wszyscy rozpoznali jedną osobę: 24-letniego sierżanta Czyngiza Gonczikowa. Od kilku lat służy w armii rosyjskiej. Ma żonę i małe dziecko. Według dokumentów, którymi dysponujemy, Czyngiz Gonczikow służy jako dowódca pojazdu bojowego w 37. brygadzie strzelców zmotoryzowanych.

Czyngiz Gonczikow

— Miał karabin snajperski. Ciągle wyglądał zza rogu przez celownik SWD (radzieckiego karabinu – red.). Rozpoznałem go, ponieważ obserwowałem jego działania — opisuje działania Czyngiza Gonczikowa jeden z pracowników ośrodka. Mężczyzna opowiada też, jak zachował się Gonczikow i jego koledzy: – Stoją i dyskutują, co z nami zrobić. Mówią: „Rozstrzelamy czy zagonimy ich do tej szopy i wrzucimy do środka dwa granaty?”. Żartowali tak, z tego, co zrozumiałem.

Rosyjska sala tortur, obok niej – masowy grób

Sądząc po zeznaniach ofiar, z którymi Slidstvo.Info udało się porozmawiać, lokalna farma była miejscem tortur i egzekucji. Tuż za ogrodzeniem gospodarstwa wykopano masowy grób, do którego Rosjanie wrzucali ciała zamordowanych cywilów. To tutaj znaleziono ciała starosty Olgi Suchenko, jej męża i syna. Siedząc w szopie, Mykoła słyszał, jak ich torturowano.

– Ona (Olga Suchenko – przyp. red.) głośno krzyczała, błagając ich. Może wtedy jej nie bili, tylko na zmianę bili jej syna i męża. Właśnie tam są pochowani. Byli torturowani przez około pół godziny. Nie słyszałem, czego dokładnie od nich chcieli lub o co pytali. Po prostu słyszałem, jak ich biją – wspomina Mykoła.

Rosjanie uciekli rankiem. Według więźniów najpierw odjechały czołgi, a następnie transportery opancerzone i ciężarówki. Mykoła i pastor Oleg nie zostali zastrzeleni. Jeden z okupantów otworzył im drzwi i kazał zaczekać, aż ostatnie rosyjskie wojska opuszczą teren. Mężczyźni opuścili gospodarstwo i natychmiast natknęli się na masowy grób.

– W tej jamie była Olga Petriwna (starosta wioski – red.), tu był jej mąż i syn, był tu też wolontariusz. Tutaj pozostały nawet plamy krwi. I patrzcie – tuż obok są rosyjskie racje żywnościowe. Tyle krwi i tuż obok oni żarli – opisuje pastor Oleg.

Grób, w którym pochowano córkę Mykoły, Jarosławę.

Nieco później znaleźli też grób, w którym pochowano córkę Mykoły, Jarosławę. Rosjanie przykryli ją kocem w zieloną kratę i przysypali ziemią. Na grobie pozostawili kawałek papieru z napisem „Jarosława Lytvynenko”.

Wagnerowcy w Motyżynie

W rozmowie ze świadkami i ofiarami Slidstvo.Info zwróciło uwagę na jeden szczegół: ludzie wspominali, że regularnym rosyjskim wojskom towarzyszyli okupanci, którzy bardziej przypominali najemników. Byli w innym kamuflażu, z inną bronią i inaczej się zachowywali.

Zniszczony rosyjski sprzęt wojskowy

Według oficjalnych śledczych zabójstw i torturowania cywilów w Motyżynie, oprócz armii rosyjskiej, dokonywali najemnicy z prywatnej struktury wojskowej CWK „Wagner” – trzem z nich już postawiono zarzuty.

Podczas rozmowy z Mykołą pokazaliśmy mu twarze podejrzanych wagnerowców.

Po dokładnym przyjrzeniu się zdjęciom Mykoła i jego żona wyraźnie rozpoznali jednego z podejrzanych – Siergieja Sazonowva.

Siergiej Sazonow

– To on! Jest do niego bardzo podobny. To jest ta sama osoba, która powiedziała, że ​​każdy ubrany na czarno jest naszym wrogiem. A jeśli do tego też jest jednym z wagnerowców, to zdecydowanie to on. Nie pamiętam, o co go zapytałem, ale odpowiedział: „T​ak, byliśmy w Libii i Syrii, i u was w Donbasie w 2014 r.”. Dlatego mówię, że wagnerowiec stuprocentowy.

Sergei Sazonow ma 34 lata, pochodzi z rosyjskiego Kaliningradu. Według ukraińskich organów ścigania i służb specjalnych Sazonowv jest najemnikiem CWK „Wagnera”. Służy tam jako kierowca pojazdu dowódczo-sztabowego. Na swoich profilach w mediach społecznościowych publikuje zdjęcia w wojskowym mundurze, a także zdjęcia z lotnisk.

Rodzina Litwinienków jest przekonana, że to Siergiej Sazonow zabił ich Jarosławę. – On (Sazonow – przyp. red.) przybiegł jako jeden z pierwszych. Podchodzą do nas, a ja pytam: „Po co to zrobiliście?”. A on mi odpowiada (o czarnych ubraniach – red.). Gdyby nie on to zrobił, nie odpowiedziałby. Myślę, że to on strzelał – mówi Mykoła.

W trakcie powstawania tego tekstu prokuratura generalna poinformowała, że ośmiu rosyjskich żołnierzy jest podejrzanych o zbrodnie popełnione podczas okupacji Motyżyna – oskarżono ich o 14 czynów. Większość z tych okupantów została wcześniej zidentyfikowana przez dziennikarzy Slidstvo.Info.